Wojciech Tochman (ur. w 1969 roku w Krakowie) jest reporterem. Debiutował jeszcze jako licealista – w 1987 roku – reportażem o szkolnej szatni na łamach młodzieżowego tygodnika „Na przełaj”. W 1990 roku do pracy w dziale reportażu „Gazety Wyborczej” przyjęła go Hanna Krall. Pierwszym tekstem Tochmana była „Bajka o dobrym księgowym”. W „Gazecie Wyborczej” pracował do 2004 roku pod kierunkiem Małgorzaty Szejnert. W "Gazecie" (głównie w dodatku "Duży Format") publikował reportaże i felietony do czerwca 2019 roku. Od 1996 do 2002 roku prowadził w TVP1 program poświęcony osobom zaginionym „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. W 1999 roku założył Fundację ITAKA, poszukującą zaginionych i pomagającą ich rodzinom. Aktualnie (od 2009 roku) jako fundator, jest członkiem Rady Fundacji. Jest pomysłodawcą Klubu HEBAN i koordynatorem jego działań. W latach 2009 -2016 fundacja Klub Heban udzielała pomocy dzieciom we wsi Nyakinama w Rwandzie. Od 2018 wspiera leczenie osób cierpiących na choroby psychiczne w Kambodży. W 2009 roku założył w Warszawie wraz z Pawłem Goźlińskim i Mariuszem Szczygłem Instytut Reportażu, w którym stworzył Faktyczny Dom Kultury oraz klubo-księgarnię "Wrzenie Świata" przy ul. Gałczyńskiego w Warszawie Jest autorem koncepcji i pierwszego programu Polskiej Szkoły Reportażu działającej przy Instytucie Reportażu od 2009 roku. W latach 2009-2017 członek zarządu Fundacji Instytut Reportażu. Od 2017, jako fundator, jest członkiem Rady Fundacji. W latach 2017-2019 zasiadał w międzynarodowym jury UNESCO/Guillermo Cano World Press Freedom Prize (w 2019 jako przewodniczący). Dotychczas wydał następujące książki: Schodów się nie pali, Jakbyś kamień jadła, Córeńka i Wściekły pies; Bóg zapłać; Dzisiaj narysujemy śmierć; Eli Eli; Kontener; Krall; Pianie kogutów; Jego książki są tłumaczone m.in. na angielski, francuski, niemiecki, włoski, szwedzki, fiński, ukraiński, rosyjski, niderlandzki, bośniacki, hiszpański, portugalski, czeski, słowacki, węgierski oraz arabski.http://www.tochman.eu
Słucham i myślę: o czymś bardziej okrutnym już pewnie nigdy nie usłyszę, nic bardziej okrutnego człowiek na pewno wymyślić nie zdołał. Ale n...
Słucham i myślę: o czymś bardziej okrutnym już pewnie nigdy nie usłyszę, nic bardziej okrutnego człowiek na pewno wymyślić nie zdołał. Ale nie. To, o czym słyszę dzisiaj, jest niczym wobec tego, o czym usłyszę jutro. To, o czym piszę teraz, jest niczym wobec tego, o czym napiszę później.
To nie jest reportaż o wojnie. To nie jest nawet reportaż o Bośni czy o Srebrenicy. To uchwycenie portretów ludzi i ich życia po ludobójstwie. Przez strony książki przelewa się cierpienie, bieda, samotność. Człowiek zadaje sobie tylko pytanie, jak można było do tego dopuścić. Pobożne życzenia niektórych bohaterów, aby nic takiego nigdy się więcej nie przydarzyło - zwłaszcza czytanie tego pomiędzy newsami o ludobójstwie Palestyńczyków w Gazie przytłacza, bo chyba jednak niczego nie uczymy się na własnych błędach. Dopóki nic się nie zmieni takie książki muszą powstawać, aby otwierać nam oczy.
Podobno dobry reportaż to taki, które zagra na naszych emocjach na fortepianie. To zdecydowanie się udało. ALE:)
Nie rozumiem zabiegu rozdzielenia pierwszego i ostatniego zabiegu - wydaje mi się, że dużo lepiej byłoby zagłębić się w lekturę płonących maturzystów ciurkiem. Niektóre teksty (jak ten o pierd...tym pseudo katoliku, który kosztem życia i zdrowia żony chce narobić dzieci ile się da, a nawet jej nie kocha) wyglądają wręcz nieprawdopodobnie. Musiałam sprawdzić z którego roku to tekst. To na pewno obiektywnie dobre teksty, ale przez takie skrajności, czytało się z niedowierzaniem. Gdybym miała opisać porównanie to najbardziej adekwatna byłaby dla mnie kolejka górska. Bo czasem faktycznie łezka poleciała, a czasem nasuwało mi sie pytanie, po co o tym pisać? Może gdyby to była szersza forma, zrobiłoby na mnie większe wrażenie. Albo jestem zimnym draniem (dranią?) i się nie znam;)